-Tak jak należy-powiedziałam. Spojrzałam na smoczę. Ono przeszyło mnie swoim fluerscencyjnym spojrzeniem bez źrenic. Sałe białe z lekkim odcieniem błękitu. Dopier później pojawiają się owe czarne kropki. Patrzyłyśmy tak na siebie, po chwili smoczątko wstało i podeszło do mnie kilka kroków. Obie wyciągnęłyśmy łapy i dotknęłyśmy się. Przeszył mnie ból, zadrgałam konwulsywnie i wygięłam grzbiet. Wrzasnęłam i upadłam. Kątem oka spojrzałam na Krissa. Stał przez chwilę, a później podbiegł do mnie. Spojrzałam na niego. Wzdrygnął się. Moje oczy były puste i białe, bez źrenic.
-C-co ci jest?
-To, co powinno być-szepnęłam i odepchnęłam jego łapę. Na mojej widać było znak, spirala. Spojrzałam w ogień. Siedziała tam i wpatrywała się we mnie, jak posąg.
Moonei-usłyszałam głos w swojej głowie. Nie była to Malam ani Nak Atru.
Tak. Rozumiem (Ja)
Smoczyca skinęła głową. Mimo, że się dopiero wykluła, była w 3/4 mojej wielkości. One dorastają do ogromnych rozmiarów. Wstała z błękitnego żaru i zeskoczyła z kupki węgielków. Łapa nadal mnie piekła. Wzięłam fiolkę na mojej szyi i chwyciłam korek w zęby.
Nie (Moonei. Tylko jakiś ciemny kolor, ale nie czarny!)
Odłożyłam go. Spojrzałam w końcu na basiora. Nadal miałam oczy Moonei. Błyszczały spod cienia kaptura.
<Kriss?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz