-Witaj-powiedziałam, jakby ostatniego kwandransu nie było. Spojrzałam na smoka.
-Jak ma na imię?
-Bella-odparła Lucy. Podeszłam i zaczęłam ją drapać pod brodą. Smoczyca mruknęła z rozkoszą. Zniżyłam pieszczoty, teraz byłam gdzieś koło jej pierści. Ogon zwierzęcia latał szalenie. Nagle przesunęłam łapę pod pachę smoczycy i lekko nacisnęłam. Przymknęła oczy i zwaliła się na grzbiet.
-No, kto jest dobrym smoczkiem? No kto?
Bella mruczała, bardzo zadowolona i odprężona.
-Wyciąggnij łapę-nakazałam Lucy. Kiedy zrobiła to, o co ją poprosiłam, otworzyłam zaciśniętą pięść. Wysypało się z niej parę zdrapanych, matorych łusek. Alfa spojrzała zdziwiona.
-Będzie linieć. Podaj jej lepiej mięso nafaszerowane grzybami z mojej jaskini, swędzenie nie będzie jej aż tak bardzo dokuczać.
Uśmiechnęłam się do siebie i odeszłam. Nagle usłyszałam za sobą szelest i strzelenie złamanej gałązki. Odwróciłam się i wydobyłam sztylety.
-Pokaż się!-krzyknęłam. Zza krzaków wyszedł basior. Obcy. Ale nie do końca. Coś w nim było, co tkwiło także we mnie.
<Kriss?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz