Zobaczyłam pochylonych nade mną Archera i Lucy. Basior przemienił się w Cień. Przemienił się w Cień. Dawno nie spotkałam drugiego... Archer był opętany, zaklęty. Lub użył na sobie eliksiru z moją krwią. Był głupcem. Nie ma pojęcia o tak potężnej mocy. Jeśli nie będzie uważał, zabije go to. Wsałam. Oddychałam ciężko. Poczułam, jakby coś nowego wpłynęło mi do krwi. Archer byĺ iluzją, nie był prawdziwym demonem. Buzowała we mnie wściekłość. Prawdziwa furia.
-Gabrielle? Wszystko ok?-zapytała trwożnie Lucy. Chwyciłam za kaptur, tak aby nie spadł. Utwożyłam iluzję czaszki, na wszelki wypadek. Dyszałam.
-Jak śmiałeś...-szepnęłam. Zawiał porywisy wiatr. Peleryna furkotała na moim grzbiecie. Wilki przytuliły się do siebie.
-Jak śmiałeś... przychodzić tu... jako Czarne Odbicie... iluzjonisto Mroku...- powiedziałam tym razem głośniej. Szpont się powiększały. Zęby rosły i nie miściły się w pysku. Oczy zajaśniały szkarłatem. Przez barierę mojego mózgu przebił się zdrowy rozsądek. Powściągnęłam się. W jaskini zapadła ciemność. Dwa wilki wrzasnęły. Rozpięłam pelerynę. Zamknęłam oczy i zdjęłam kaptur. Póściłam się biegiem, walcząc sama ze sobą. Dopadłqm nory między korzeniami drzew. Wczołgałam się. Jaskinia odzyskała światło. Obydwa wilki uciekły, potykając się i skomląc. Ulga. O mało co.
<Lucy?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz